15.12.10

north rim [331-333]

jechałem pół nocy przez czarną jak smoła dzicz, drugie pół nocy ledwo przespałem w samochodzie, który z minuty na minutę robił się coraz zimniejszy [przygotowany byłem po trapersku, przykryty na tylnej kanapie częściowo polarem, częściowo ręcznikiem]. w końcu ziąb wygnał mnie koło 5 rano za kółko chevroleta, i pognałem dalej - niedaleko! w sam raz zdążyłem rozstawić sprzęt. błogosławiony kubek termiczny, utrzymał kawę ciepłą na tyle długo, że można było się nieco wewnętrznie rozgrzać. i wtedy się zaczęło.
wschód słońca nad wielkim kanionem.
do tego to było moje pierwsze spotkanie z wielką dziurą, południowy brzeg zwiedziłem kilka dni później. północna krawędź jest znacznie dziksza, mniej cywilizowana, a zimą w ogóle niedostępna - głębokie śniegi. gęste sosnowe lasy [żółta arizońska sosna - ponderosa] nagle się urywają, i skalisty próg pozwala zajrzeć wgłąb tej wielkiej czeluści. na zdjęciach widać głęboki sznyt kanionu bright angel, jednego z dopływów colorado.

5.12.10

colorado [327-330]















gdzieś w górach skalistych topniejące śniegi dają początek rzece colorado. trudno uwierzyć, iż jest to jedna z wielkich amerykańskich rzek, obok mississippi, missouri czy rio grande. a jednak - miliony domów z 5 stanów korzystają z jej wody pitnej, jej energii i jej wód nawadniających. bo to była rzeka niezwykle silna. przez ostatnich 10 milionów lat wyryła nie tylko wielki kanion,  ale i dziesiątki mniejszych.  dziś system zapór radykalnie zmniejszył prędkość przepływu i ilość niesionego materiału. skutek: rzeka już nie dopływa do zatoki kalifornijskiej, kończy bieg resztkami wsiąkającymi w pustynny piach daleko przed wybrzeżem, bagnista delta zanikła.
"dopóki trawa rośnie, dopóki rzeki płyną" - tak określali wieczność indianie.
rzeki już przestają płynąć.
na colorado natykałem się w trasie kilkukrotnie, tu przedstawiam ją w kolejności geograficznej: okolice moab, utah, niedaleko marble canyon, zapora glen niedaleko page i słynna podkówka, horseshoe bend. wcześniej rzekę widać było na zdjęciach w wielkim kanionie.

2.12.10

arches [324-326]











żeby dojechać do arches national park trzeba było zapędzić się aż do niewielkiej mieściny moab, daleko wgłąb utah. przepiękny to stan, choć nigdy nie wymieniany pierwszym tchem. california, texas, hawaje, alaska... utah, pewnie z powodu dziwnej nazwy, umyka. 'life elevated' - to slogan utah, w pełni uzasadniony.
spanie w samochodzie na poboczu ma swoje złe i dobre strony. złe: tylna kanapa bywa mało wygodna do leżenia, samochód się wychładza i robi się zimno... dobre: chłód budzi wcześnie rano i można się załapać na wschód słońca w arches national park. albo nad wielkim kanionem [ale to innym razem].
arches to miejsce niesamowite. erozja, wypłukiwanie i wydmuchiwanie całych 'słabszych' skał stworzyło na tym obszarze skupisko fascynujących formacji skalnych - łuków, arkad, jaskiń i zwykłych dziur w skale. mam pewne podejrzenie: jankesi sami stworzyli ten park za pomocą kilku ton umiejętnie rozłożonego dynamitu, a teraz mówią, że to tak naturalnie...
pierwsza część z arches. tam powstało mnóstwo zdjęć... na pierwszym: delicate arch, jeden z najsłynniejszych. na drugim - 'dwór'. na trzecim - okolice 'trzech plotek'.