to było prawie rok temu. mój pierwszy koncert andreasa vollenweidera, i od razu miałem okazję spotkać, uścisnąć rękę, podziękować, porozmawiać... no i sfotografować. potem, wieczorem, spektakl magii. chyba tylko vangelis umie tak samo pięknie opowiadać muzyką. każda płyta andreasa, każdy dźwięk to podróż w inne światy. w trakcie koncertu publiczność została podzielona na dwie grupy. dyrygowani przez andreasa i jednego z towarzyszących mu muzyków, zaczęliśmy śpiewać chórek z 'pearls and tears' [klik na tytuł, żeby posłuchać] z albumu 'dancing with the lion'. i do tego chóru andreas zaczął grać na harfie... do dziś sobie nucę ten fragment, ze specjalnym wspomnieniem.
4 komentarze:
historyjka prawie wzruszająca. ale zdjęcia słabiutkie. no i cieszę się że twojego pobekiwania nie musiałem słuchać ... :)
przepraszam, że te foty powiesiłem. są takie słabe, że aż oczy bolą. no.
Ciekawe PF...pozdrawiam,W.
Vollenweider,
ach.
'Dancing with the lion' - do tej długo się przekonywałam.
Prześlij komentarz